GENERACJA I SPOŁECZEŃSTWO

Wierzymy, że to, co robimy, ma sens

Nie sposób wymienić wszystkich inicjatyw Fundacji dla Rodaka. Żywimy jednak nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej – zapewniają jej przedstawiciele. Organizacja pomagająca Polakom ze Wschodu właśnie świętuje swoje 7-lecie istnienia.

Pierwsze pytanie, jakie zwykli zadawać dziennikarze Joannie Wilk-Yaridiz, prezes Fundacji dla Rodaka, dotyczy jej związków z dawnymi Kresami Wschodnimi. Jest ono jak najbardziej uzasadnione, ponieważ Polacy, którzy mieszkają w Kazachstanie to potomkowie zesłańców z dawnych kresów. Odpowiedź przecząca budzi zdziwienie, bowiem skąd u młodej osoby, niezwiązanej rodzinnie z zesłańcami, zainteresowanie losem Polaków, zamieszkujących rubieże świata? Może to rozmowy w domu, może przypadek, jednak temat wsparcia naszych Rodaków w Kazachstanie wciąż interesował Joannę. Iskrą, która rychło zamieniła ciekawą inicjatywę w dość pokaźny płomień, była zbiórka książek dla Polaków na Litwie. Przyszła pani prezes doszła do wniosku, iż podobną akcję można byłoby zorganizować dla rodaków, mieszkających w Kazachstanie, których od ojczyzny dzieli znacznie większa odległość niż tych, którzy pozostali na Litwie. Największym problemem nie okazała się sama zbiórka, bowiem książki spływały z całej Polski, ale ich transport do Kazachstanu. Z pomocą Joannie przyszła Halina Szymańska, repatriantka z Litwy, która osiadła w Biskupcu. Wkrótce obie panie nawiązały kontakt ze Związkiem Polaków w Kazachstanie i uruchomiły pierwsze wysyłki książek. Akcja okazała się sukcesem, dlatego padł pomysł, aby założyć fundację i rozszerzyć zakres działalności. Wakacje dla Rodaka, Autorzy dla Rodaka, kartki, lekcje poglądowe miały przypominać naszym krajanom, że wciąż o nich pamiętamy.

Joannę poznałam przypadkowo, chociaż mawia się, że w życiu nie istnieją przypadki. Otóż pani prezes zwróciła się do mnie z prośbą o przesłanie książki lub książek dla naszych rodaków. Zerknęłam na profil i stwierdziłam, że poręczniej mi będzie dostarczyć te dobra osobiście, ponieważ okazało się, iż obie mieszkamy w Olsztynie. I tak rozpoczęła się także moja przygoda z fundacją.

Pierwsze wakacje zorganizowane w Nowym Kawkowie koło Olsztyna, w Domu Rekolekcyjnym „Zacheusz” dały możliwość naszym rodakom odwiedzenie ojczystego kraju. Należy pamiętać, że życie w Kazachstanie, zwłaszcza na wsiach, wygląda nieco inaczej niż u nas. Owszem, dla Polaków jadących podziwiać kazachskie stepy, koszty życia w tym kraju, wydają się niskie. W roku dwa tysiące osiemnastym, kiedy odwiedziłam Karagandę, paliwo kosztowało w przeliczeniu z kazachskich tenge na polskie złote, około złotych siedemdziesiąt, zaś na bilet autobusowy należało wyasygnować pięćdziesiąt groszy. Nocleg w trzygwiazdkowych hotelu kosztował około czterdziestu złotych. Zatem żyć nie umierać. Niemniej jednak dla obywateli Kazachstanu owe ceny wcale nie są szokująco niskie, bowiem emeryt otrzymywał przeważnie niecałe trzysta złotych miesięcznie, zaś najniższa płaca wynosiła pięćset złotych. Dla tych ludzi wyasygnowanie dwóch tysięcy złotych na samolot do Polski, stanowiło abstrakcję. Nie wspominając już o pobycie. Po prostu, mało kogo było na to stać.

Ta spontaniczna zbiórka na wakacje dla rodaków z Kazachstanu właściwie nie miała prawa się udać, a jednak cierpliwość i determinacja sprawiły, że kilkudziesięciu Polaków mogło w końcu zobaczyć swój prawdziwy dom. Wielu z nich zapragnęło do niego powrócić, jednak okazuje się, że wcale nie jest to takie proste, jak być powinno.

Po upadku Związku Radzieckiego i powstaniu państwa Kazachstan, każdy kraj niemal od razu przystąpił do sprowadzenie swoich krajan. Niemcy, Rosjanie czy kraje nadbałtyckie. A my? Jak się spisaliśmy? Nie chciałabym rzucać kamieniami w żadną z opcji politycznych, bowiem każda z partii, która rządziła po osiemdziesiątym dziewiątym roku, powinna posypać głowę popiołem i powstydzić się za to, że nie ściągnęła do Polski naszych rodaków. W Kazachstanie żyje w tej chwili ponad sto tysięcy osób pochodzenia polskiego, zapewne trzydzieści lat wcześniej było ich jeszcze więcej. Biorąc pod uwagę problemy z demografią, zachęcanie do powrotu stanowiło ciekawą opcję. Jednakże procedury, obowiązujące repatriantów raczej zniechęcają do przyjazdu. Od trzydziestu lat toczy się debata na ten temat i w zasadzie dopiero pięć lat temu złagodzono ustawę repatriacyjną, ale od razu nasuwa się powiedzenie, że papier wszystko przyjmie, bowiem w praktyce sprawa stoi w miejscu.

Aż do wybuchu pandemii, wakacje dla rodaków i tych, mieszkających nadal w Kazachstanie i osób, które już osiadły w Polsce, stały się wydarzeniem cyklicznym.

Fundacja zdobyła także fundusze na pierwsze polskie przedszkole w Kazachstanie, aby nasz język i kultura wciąż były żywe. To także dobre przygotowanie maluchów do przyszłego życia w ojczyźnie. Wizyta w Kazachstanie, z okazji otwarcia przedszkola, była dobrą okazją do spotkania się z naszymi rodakami. Nigdy nie zapomnę pewnej staruszki, która poprosiła nas ze łzami w oczach, żebyśmy zabrali jej wnuki do domu, bo ona już pozostanie na tej ziemi do końca swoich dni.

W pewnym momencie postawiliśmy na młodzież, która chciała się w Polsce uczyć, a potem pozostać tu i pracować. Pomysł zdobycia środków na stypendia nie dotyczył jedynie Polaków z Kazachstanu, ale także z Mołdawii, Litwy czy Białorusi. Prawda bowiem jest taka, że my ich potrzebujemy, ponieważ nasze społeczeństwo nie tylko się starzeje, ale także mocno kurczy i niedługo możemy mieć bardzo poważny problem.

Obecnie mamy około pięćdziesięciu stypendystów z różnych krajów, dzięki wsparciu Orlenu. Studiują we Wrocławiu, Łodzi czy Krakowie i myślą o tym, by pozostać w swojej ojczyźnie na zawsze. To właśnie nasi studenci prowadzą w szkołach Lekcje dla Rodaka, by przybliżyć historię Polaków w Kazachstanie. O Syberii wiedział każdy, Kazachstan stanowił białą plamę i niewiele osób wiedziało, dlaczego w tym kraju żyje tak wiele osób pochodzenia polskiego i skąd się tam wzięli.

Nie sposób wymienić wszystkich inicjatyw Fundacji dla Rodaka. Żywimy jednak nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Przede wszystkim liczymy, że ktoś usłyszy nasz głos i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, bez względu, kto rządzi i będzie rządził w Polsce, w końcu zajmie się tym tematem jak należy.

Nie identyfikujemy się z żadną opcją polityczną, przyjmujemy pomoc od każdego, kto chce ją okazać. Nie pytamy naszych rodaków w co wierzą i jakie mają poglądy. Chcemy, aby jak najwięcej z tych osób powróciło do domu, a jeśli to niemożliwe, pragniemy wesprzeć ich tam, gdzie mieszkają. Nie tyle materialnie, ale krzewiąc polski język i naszą kulturę. Wielu Polaków, mieszkających na wschodzie nie zna języka polskiego albo bardzo słabo się nim posługują. Warto byłoby to zmienić, ponieważ tych, którzy Polskę pamiętają, jest coraz mniej.

Nadal będziemy walczyć o uproszczenie procedur i zmianę prawa. Wciąż będziemy ściągać do kraju młodych Polaków, którzy będą podejmowali u nas naukę i postaramy się, aby ci, którzy zostali na obczyźnie nie zapomnieli skąd pochodzą. Po prostu, wierzymy, że to, co robimy, ma sens.

Joanna Jax. Pisarka. Wolontariusza Fundacji dla Rodaka.

Na zdjęciu: Joanna Wilk-Yaridiz, prezes Fundacji dla Rodaka oraz przewodnicząca rady Fundacji Halina Szymańska