Osoby niezdolne do samodzielnego funkcjonowania. Mówi się o nich zbyt rzadko, a ich każdy dzień naznaczony jest walką. Jak wygląda życie takich rodzin? Zapraszamy do pójścia ich drogami.
Pani Alina Stempień, osiemdziesięcioośmiolatka z Olsztyna kręci głową, gdy jest pytana o to co się stało. W lutym miażdżyca zabrała jej nogę skazując na łóżko i pozostawanie pod opieką córki.
- Człowiek z bólem, ale chodził. Nagle zabierają cię do szpitala, wychodzisz, patrzysz na kikut, który będzie z tobą już zawsze i stajesz się dzieckiem swoich dzieci, to bolesne — mówi emerytka.
Kobieta jest zbyt słaba, by z wprawą poruszać się na wózku inwalidzkim. Teraz sytuacja jest już opanowana, ale pierwsze dni, gdy pani Alina opuściła szpital, rodzina wspomina jak horror. Nie spała, potrafiła całe noce krzyczeć i czegoś żądać. Dochodziły do tego bóle fantomowe i mnóstwo nerwów dotyczących tego, że nie tylko nie może skorzystać z toalety, samodzielnie podejść do lodówki, ale również tego, że nie może… zapalić.
- Matka całe życia była nałogową palaczką. I tego zawsze właśnie się bałam, że kiedy przyjdzie moment, że trzeba będzie zabrać mamę do siebie, to nie wytrzymamy tego palenia. Na początku było trudno, ale dobrze dobrane leki, również te uspokajające, dają nam już funkcjonować bez większych zakłóceń. Po 70 latach moja matka rzuciła palenie – podkreśla opiekująca się nią pani Joanna.
Szacuje się, że opiekunów osób niesamodzielnych jest w Polsce około 2 mln. Badanie PolSenior2 koordynowane przez Gdański Uniwersytet Medyczny potwierdziło, że opieka nad osobami niesamodzielnymi jest przede wszystkim sprawowana przez rodzinę, przy czym potencjał opiekuńczy dla osób w sędziwym wieku stanowią głównie kobiety (w większości córki seniorów). Aż 91 procent respondentów wymieniła członków rodziny jako głównych dawców usług. Jednocześnie badanie PolSenior 2 wskazuje, że ponad 55 procent osób po 60 roku życia deklaruje, że wymaga wsparcia innych osób raz dziennie lub kilka razy w tygodniu.
Brak większych zakłóceń nie oznacza, że bliscy nie są zmęczeni i również bardzo zależni od zależnej seniorki. Wyjazdy i pozostawanie poza domem niż kilka godzin, stało się praktycznie niemożliwe.
- Długotrwała opieka sprawia, że pojawia się syndrom wypalenia opiekuna, który przejawia się zaburzeniami funkcji poznawczych, zdrowia somatycznego i psychicznego, co w konsekwencji prowadzi do przyspieszenia decyzji o umieszczeniu członka rodziny w instytucji opiekuńczej, jak Dom Pomocy Społecznej. Szczególnie, że w opiece potrzeba wiedzy i umiejętności, których często nie posiadamy — mówi Monika Michniewicz, menadżerka prowadzonej przy Federacji FOSa Regionalnej Strefy Pomocy. — Dlatego tak ważne jest wsparcie, które oferujemy – szkoła dla opiekunów, w której uczymy podstawowych czynności – jak podnieść podopiecznego, zmienić ubranie, karmić, pielęgnować. Zapewniamy też psychologiczne i prawne, które często jest tak samo niezbędne, jak nauka zmiany pozycji w łóżku.
Rodzina korzysta z pomocy opiekunki środowiskowej, która przychodzi do pani Aliny raz w tygodniu. Kobieta myje ją, mierzy ciśnienie i cukier. Usługi opiekuńcze na terenie Olsztyna koordynuje Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. To tam oprócz POZ, z której każdej osobie zależnej należy się opieka pielęgniarki i lekarza rodzinnego, powinniśmy szukać pomocy, gdy sami stajemy się zależni lub mamy pod opieką taką osobę.
— Współpracujemy z trzema organizacjami, które zasilają nasze szeregi opiekunek tj. z Polskim Czerwonym Krzyżem, Polskim Komitetem Pomocy Społecznej i Centrum Integracji Społecznej. Za każdą z tych nazw kryje się kilkadziesiąt opiekunek. Może to nie jest mała liczba, ale wciąż za mała do lawinowo rosnących potrzeb – zauważa Teresa Symonczuk, kierowniczka Działu Usług MOPS-u w Olsztynie.
Starzejące się społeczeństwo i zmiana struktury rodziny powodują, że liczba osób zależnych, które potrzebują opieki z zewnątrz, systematycznie rośnie. Wpływ na to mają migracje ludzi, którzy po 2004 roku rozjechali się po Unii Europejskiej, brak rodzin wielopokoleniowych – dziś każdy stara się mieszkać sam, a także bardziej aktywny styl życia dzisiejszych 60-latków, którzy nie chcą poświęcać całego życia na opiekę nad 80- letnimi rodzicami. Mają swoje pasje i jeszcze w tym wieku sami intensywnie pracują.
— Ludziom wydaje się, że wystarczy jeden telefon, i albo do osoby zależnej przyjdzie opiekunka, która zdejmie obowiązek opieki z rodziny, albo przyjadą służby, które zabiorą przewlekle chorego do Domu Opieki Społecznej. To tak nie działa. W systemie polskim główny obowiązek opieki spoczywa na rodzinie. MOPS może być instytucją jedynie wspierającą, a nie wyręczającą – zauważa Symonczuk.
Dlatego najpierw do domu, w którym przebywa pacjent, przychodzi pracownik socjalny i przeprowadza wywiad środowiskowy, który ma za zadanie ustalić faktyczne potrzeby rodziny. DPS to ostateczność, z reguły robi się wszystko, by chory mógł pozostać w swoim środowisku. Rozwiązania opiekuńcze są płatne. Za godzinę opiekunki zapłacimy w Olsztynie 39,50 zł, a jeśli ma to być opiekunka, która świadczy usługi specjalistyczne czyli takie jak oklepywanie, masowanie, podłączanie stomii czy żywienie pozajelitowe – wtedy koszt wzrasta do 45 zł.
Oczywiście wysokość odpłatności zależy również od dochodów osoby, która ma świadczone usługi. Każda gmina sama ustala zarówno poziom odpłatności, jak również progów uprawniających do jej zmniejszenia.
Z kolei DPS to również niemałe wyzwanie finansowe. Koszt utrzymania osoby w olsztyńskim DPS waha się od 5,9 tys. do 6,9 tys. Aby to „zebrać” pobiera się 70 procent emerytury czy innego świadczenia, które przysługuje choremu, resztę dopłaca rodzina, na której ciąży obowiązek alimentacyjny czyli małżonkowie, dzieci, a nawet wnuki. Dopiero gdy nie ma nikogo, kto mógłby dopłacić, do wyrównania kwoty zobligowany jest system.
- W Olsztynie mamy sześć Domów Opieki Społecznej i wszędzie są kolejki. U nas czeka 17 osób. Niektórzy w tej kolejce są nawet trzy lata. Z DPS mało kto rezygnuje sam, nowe miejsca rozdaje głównie śmierć — mówi Ewa Cińska, pracownik socjalny z DPS-u przy ulicy Bałtyckiej.
W mieście funkcjonują również prywatne miejsca, jak choćby komercyjna część zlokalizowanego na olsztyńskich Redykajnach Domu Opieki Społecznej Laurentius, ale tam koszt utrzymania osoby bez dopłat wynosi 238 złotych za dobę w pokoju dwuosobowym.
- Tu też mamy komplet i listę rezerwową – informuje pracownik placówki.
Czasem jednak przyczyna, dla której bliscy nie dokładają się do opłat w domu opieki, bywa zupełnie inna.
- Miejsc, gdzie nikt nic o nikogo nie pyta, płacisz i korzystasz w regionie jest coraz więcej. Jednak wielokrotnie słyszę od osób opiekujących się seniorami: ja nie dam i nie mam takich pieniędzy! Na tą sprawę zupełnie inne światło może rzucić fakt, że z chęcią przyjmujemy mieszkania po seniorach, sprzedajemy je lub wynajmujemy, a potem bezradnie rozkładamy ręce mówiąc, że nie mamy skąd dołożyć — zauważa Joanna Herda, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Stawigudzie.
Zarówno badania PolSenior 2, jak i inne dane dotyczące sytuacji osób zależnych i ich opiekunów jasno wskazują, że brakuje całościowego, skoordynowanego systemu wsparcia opiekunów rodzinnych poprzez szkolenia i warsztaty, poradnictwo specjalistyczne, programy opieki wytchnieniowej, ułatwienie godzenia opieki z pracą zawodową czy wsparcie psychologiczne.
Do tego, szczególnie na terenach wiejskich dochodzi również wykluczenie transportowe. Przeprowadzone przez Think Tank Federacji FOSa badanie „Społeczne aspekty wykluczenia komunikacyjnego w województwie warmińsko – mazurskim” wskazują, ze blisko 40 procent badanych osób powyżej 65 roku życia nie posiada żadnego środka lokomocji co znacznie utrudnia im realizowanie podstawowych potrzeb takich, jak np. wizyta u lekarza.
Filip Cudnoch, 29-latek z Olsztyna, mimo młodego wieku również jest osobą zależną. Choruje na stwardnienie rozsiane. Jeszcze niedawno studiował biotechnologię leków, dziś jest osobą leżącą, która nie może samodzielnie utrzymać szklanki. Wciąż jednak ma marzenia. Marzy mu się spektakularny postęp medycyny, który przywróciłby go do choćby częściowej sprawności. I może wtedy jako chemikowi od leków udałoby mu się wynaleźć odpowiedni preparat, który uratowałby sprawność chorującym na stwardnienie rozsiane ludziom na całym świecie?
Marzenia zostawia się jednak zawsze trochę z boku, gdy trzeba się martwić o ból i to tak prozaiczny jak własnych zębów.
— Mieszkając w Olsztynie Filip nie kwalifikuje się do opieki dentystycznej. Syn nie usiądzie w fotelu i nie otworzy buzi. Każdy bodziec może wywołać drgawkowe napady. Potrzebne mu jest leczenie w całościowym znieczuleniu, a takie usługi świadczy tylko jeden gabinet. Kolejki są astronomiczne. Dlatego gdy się coś dzieje, musimy jeździć do Gdańska. I tak jak z urzędami mając pod opiekę osobę zależną, nie ma u nas większych kłopotów: syn bez problemu za moim pośrednictwem wyrabiał sobie dowód osobisty, dostał świadczenie pielęgnacyjne czy głosował, a nawet fotograf przyszedł specjalnie do domu zrobić mu zdjęcie; tak w walce o dostępność do specjalistycznej rehabilitacji, domowej opieki neurologicznej czy dentystycznej – można właśnie przysłowiowe zęby zjeść – zauważa Sławomir Cudnoch, tata Filipa.
Mniej przekonania o sprawnym działaniu aparatu urzędniczego, jeśli chodzi o pomoc osobom zależnym, ma pani Agnieszka z Bartąga, mająca pod opieką dwoje rodziców.
— W zasadzie mam żal o wszystko – o martwe przepisy, programy, które istnieją tylko na papierze jak np. opieka wytchnieniową i o to, że nawet załatwienie tak zwykłej sprawy, jaką jest uzyskanie karty parkingowej dla osoby niepełnosprawnej, wymaga akrobacji. Osoba zależna, mimo że ma zaświadczenie, że nie jest zdolna do samodzielnego funkcjonowania, sama musi dotrzeć do Starostwa Powiatowego, by tam złożyć wniosek o kartę. Poza tym GOPS Stawiguda nie świadczy usług opiekunek specjalistycznych, nie ma też własnej agencji, więc aby kogoś znaleźć, musiałam sama przeprowadzać prywatny casting – opisuje.
Te zarzuty stara się odpierać Joanna Herda.
- W tym roku całodobową opieką wytchnieniową, która polega na zajmowaniu się chorym na miejscu, gdy bliscy muszą gdzieś wyjechać, objęliśmy trzy osoby. Wnioskowaliśmy o większe środki, niestety dostaliśmy połowę. Mamy też wdrożony Program Teleopieki. Dwadzieścia osób zależnych z gminy posiada specjalne opaski, które zdalnie koordynuje się w Centrum. Gdy chory niknie z radaru albo jego parametry życiowe groźnie rosną – teleopiekun natychmiast stara się skontaktować z chorym. Agencji opiekunek nie mamy, ale gdy dotrze do nas informacja, że ktoś potrzebuje pomocy, samodzielnie przez Internet szukamy takiej osoby. Nie pamiętam też, aby ktokolwiek składał do nas podanie o opiekunkę specjalistyczną. Od lipca ruszamy z usługami sąsiedzkimi dla seniorów. Mieszkańcom naszej gminy polecam ściągnięcie sobie aplikacji „Blisko”, poprzez którą informujemy o możliwościach.
BLISKO. Słowo klucz, słowo podsumowanie. Często jedną z głównych bolączek osób zależnych jest też ogromna samotność. Czasami warto być po prostu blisko. Porozmawiać.
– Filip, twoi wszyscy koledzy gdzieś zniknęli. Może poza Jankiem, kolegą z gimnazjum. Tego chłopaka chyba można nazwać przyjacielem? — pyta syna pan Sławomir, a Filip Cudnoch – choć widać jak wielki wysiłek mu to sprawia – stara się ułożyć kciuk w górę i ochoczo przytaknąć. Widać, jakie to dla niego ważne.
Agnieszka Porowska – dziennikarka związana z czasopismem Made In Warmia &Mazury, społeczniczka.
Fot: Michał Kupisz